Każdy z nas ma unikalną definicję szczęścia, bowiem każdy człowiek przeżywa swój czas zupełnie inaczej. Inne są wybory, najszczęśliwsze chwile, inny sposób spędzania wolnego czasu.
Dla mnie szczęściem są spokojne wieczory na świeżym powietrzu z dobrą kawą w ręce i szklanką wyśmienitej kawy obok. Pisanie recenzji, wierszyków, planowanie, wyobrażanie sobie przyszłości. Uważam, że warto cieszyć się każdą chwilą, błahostką, spotkaniem, sukcesem, przygodą z bohaterem z ulubionym bohaterem z ulubionej powieści. Targi, spotkania, ploteczki, głupie wymiany zdań z przyjaciółką, wspólne śpiewanie i oczywiście przyjemna lektura na początek i zakończenie dnia… tak wygląda szczęście.
A teraz przejdę do powieści, której główna bohaterka ma 17 lat i nazywa się Ellie. Mieszka w małej, nadmorskiej miejscowości, w stanie Maine. Sporadycznie wyjeżdża z tej niewielkiej mieściny, która przed sezonem letnim jest spokojna, lecz w wakacje robi się wszędzie gwarno z powodu przybywających zewsząd turystów. Nastolatka właśnie z tego powodu nienawidzi lata. Tym razem sprawy przybierają jeszcze gorszy obrót. Do miasteczka przyjeżdża ekipa filmowa i przez to jest dużo papparazzi za każdym krzakiem. Wszędzie pełno jest zabieganych reżyserów, próżnych gwiazd oraz całej reszty potrzebnej do kręcenia filmu. Problemów cały czas przybywa. Na szczęście dziewczyna może szczerze o nich porozmawiać z mamą, przyjaciółką Quinn oraz z pewnym chłopakiem, który przypadkowo rozpoczął z nią znajomość poprzez e-mail. Ta wirtualna przyjaźń rozwija się poprzez codzienne rozmowy internetowe. Ellie w trudnych chwilach pociesza się tym, że na zachodnim wybrzeżu mieszka jej towarzysz, chociaż nigdy go nie widziała i łączą ich jedynie rozmowy ogólne, bez wnikania w prywatność. Młodzi nie znają nawet swoich imion, a tym bardziej sekretów.