Muzyka

Domowa płyta Domowych Melodii

IMGP2106
Napisane przez Cafejka

Kiedy pierwszy raz usłyszałam w radiowej Trójce „Grażkę”, nie wiedziałam o co chodzi. Kiedy usłyszałam drugi, trzeci i czwarty raz, zaczęła mi się coraz bardziej podobać. Postanowiłam sprawdzić co i jak, a w efekcie trafiłam na facebookową stronę domowych melodii. Posłuchałam kolejnych utworów, zobaczyłam teledyski i zdjęcia, zobaczyłam Jucho i jej białe pianino. Zakochałam się. W brzmieniu, w pomyśle, w realizacji.

Postanowiłam kupić płytę, którą wydali samodzielnie. Najpierw zwlekałam, bo 40 zł piechotą nie chodzi. Ale naczytałam się tylu superlatyw o jej wydaniu, że nie mogłam się powstrzymać! Zamówiłam, odczekałam przez weekend i w poniedziałek mogłam przekonać się osobiście, że płyta rzeczywiście jest przepiękna. I na razie mówię tylko o wyglądzie!

Pudełko zrobione jest z przepięknego ozdobnego papieru, „zamknięte” za pomocą zwykłego sznurka. Na środku okładki odbity jest okrągły ślad kubka po kawie. Nazwa grupy (i płyty jednocześnie) odbita jest pieczątką, piękną maszynową czcionką.

Po otwarciu pudełka moim oczom ukazała się płyta z nadrukowanym wzorem dywanu. Z lewej strony zatknięty „śpiewnik domowy” z tekstami piosenek i druga książeczka z kilkoma zdaniami historii powstania domowych melodii i zdjęciami z realizacji płyty. Z tyłu, poza tracklistą, numer seryjny płyty. Całość po prostu urocza, absolutnie w moim guście. Ascetycznie i domowo. Dokładnie tak jak być powinno.

Te kilka zdań od Justyny Chowaniak, które można przeczytać wewnątrz, wywołało na mojej twarzy uśmiech. Historia białego pianina mnie urzekła i nadała nowego wymiaru całej płycie. To znaczy naznaczyła ją jako efekt działania pod wpływem impulsu i takie jakby swoiste fatum. Jak się nazywa pozytywne fatum…?

Trudno jest zakwalifikować muzykę Domowych Melodii do… czegokolwiek. Teksty są raz poetyckie, raz abstrakcyjne, a czasem takie naiwnie romantyczne i bajkowe. Chwilami kojarzą mi się z romantycznymi balladami („Las”!). Słucha się przyjemnie, aranżacje są często tak samo nienachalne jak okładka, szczególnie w tych utworach, gdzie wokalistce towarzyszy tylko jej biały fortepian.

Na płycie nie brakuje jednak niespodzianek, takich jak np. piosenka „Tak dali”, której do końca nie rozumiem. Jest to ten poziom abstrakcji i chaosu w muzyce, którego nie pojmuję… Ale poza tym jednym utworem płyta mnie zachwyca. Co chwilę odkrywam coś nowego w tekstach, zatapiam się w subtelnym akompaniamencie fortepianu i delikatnym brzmieniu wiolonczeli w „Tu i teraz”.

—–
Tekst pochodzi z bloga: domizzz.blogspot.com

O autorze

Cafejka