Sporty zimowe

I po igrzyskach…

Napisane przez Cafejka

No i skończyło się. Co tu teraz oglądać??? Jakichś seriali chyba trzeba poszukać    Chciałam rzec w tym miejscu, że jestem zachwycona wyczynami naszych sportowców podczas tych igrzysk. No pewnie, że chciałoby się więcej. No pewnie, że brakuje tego medalu w skokach drużynowych. No pewnie, że cudownie byłoby widzieć Justynę Kowalczyk na podium po 30 km.  Kto by nie chciał. Oni sami najbardziej pewnie. Ale spojrzawszy wstecz widzimy, że to najlepszy nasz wynik ever. Czyż to nie wspaniałe? Mamy sześć medali, we wszystkich kolorach, a tych najcenniejszych aż cztery!!!!!  To naprawdę świetny wynik. Ja jestem przeszczęśliwa i w tym miejscu naszym medalistom DZIĘKUJĘ oraz serdecznie GRATULUJĘ.

Każdy z tych medali wzbudzał inne emocje. Kamil Stoch był po prostu zdumiewający. Mało jest powiedzieć, że dwukrotnie wygrał podczas jednych igrzysk i że to jest rzadki przypadek oraz że potwierdził tym swoje mistrzostwo. Ja do tego jeszcze chcę dodać, że zrobił to w tak wspaniałym stylu – zwłaszcza na mniejszej skoczni – że owa lekkość i łatwość jego „odlotów” była dla mnie wisienką na torcie. To było po prostu piękne.  BRAWO!

O panczenistach powiedziano już chyba wszystko. Medale olimpijskie w dyscyplinie, dla której w tym kraju nie ma ani jednego właściwego obiektu do trenowania, której przedstawiciele muszą szukać dla siebie miejsca gdzieś w świecie, daleko od domu, od rodziny… W kraju gdzie nie ma finansów żeby pokryć ich wydatki na te podróże i treningi… to jest osiągnięcie godne najwyższego podziwu i chylę czoła przed każdym i każdą z nich za ich wytrwałość, determinację i serce do tego trudnego w naszych warunkach sportu. Słusznie ktoś powiedział, że ten brąz dla panów był cenniejszy od złota Holendrów. Tak właśnie to widzę. A panie? Cóż – cztery lata temu brąz, teraz srebro, a więc za cztery lata co im pozostanie? 

No i teraz o Justynie – nie ukrywam, że mojej pupilce – być może z powodu zbieżnego z moim zołzotawego charakteru. Jestem jej fanką od chwili, kiedy cztery lata temu zobaczyłam jak pokonuje Petrę Majdic w morderczej wspinaczce pod Alpe Cermis. Pamiętam, że stanęłam wówczas centralnie przed telewizorem i nie byłam w stanie się poruszyć zaszokowana jej determinacją i zaciętością w tej walce niemal do ostatniego tchu. Patrzyłam jak oddala się od rywalki mimo, że wydawało się to już niemożliwe. Mój szacunek, jaki wtedy zyskała, nie umniejszył się przez te lata ani o krztę. Od tamtej pory nie opuściłam żadnego jej biegu, Puchar Świata od pierwszych do ostatnich zawodów jest obowiązkową pozycją w moim domu, a moja ocena Justyny nie zmieniła się, wręcz zyskuje ona w moich oczach z roku na rok. Można ją lubić lub nie, bo charakterek posiada cięty, ale nie można jej odmówić wytrwałości, pracowitości i determinacji oraz dążenia do wyznaczonych celów jak chyba żaden inny sportowiec. Robi swoją robotę bez marudzenia, nie ma w zasadzie życia prywatnego i nie pieści się ze sobą tylko tyra jak wół. Jej bieg na igrzyskach z tą biedną popękaną stopą był przysłowiową kropką nad „i” i ze wszystkich wzruszających chwil, gdzie szkliły się łzy w oczach, kiedy nasi wspaniali sportowcy sięgali po swoje trofea, ta „dziesiątka” klasykiem, jej mistrzowskie rozegranie i emocjonujący finisz wycisnęła mi tyle łez z oczu, że nie spodziewałam się tam ich tylu znaleźć. Było to dla mnie przeżycie największe,  trofeum najcenniejsze dla mnie jako kibica. Jestem dla niej pełna podziwu i szacunku.

Jeszcze raz DZIĘKUJĘ naszym sportowcom za cudowne emocje i GRATULUJĘ sukcesów 0

O autorze

Cafejka