Papusza. Pierwsza romska poetka, której wiersze przetłumaczono na język polski. Krzysztof Krauze nie należy do moich ulubionych reżyserów, żaden z aktorów w obsadzie nie przyciągał mnie jakoś wyjątkowo, ale… przecież to Papusza. Postać moim zdaniem tak barwna i ciekawa, że nie mogłam odmówić sobie pójścia do kina na film o niej. Do tego doszła muzyka. Piosenka promująca ten film jest tak hipnotyzująca, że nie pozwalała mi przestać o sobie myśleć. Jan Kanty Pawluśkiewicz wykonał tu naprawdę kawał fantastycznej roboty.
Film jest czarno-biały i to jeszcze bardziej wzmaga jego odbiór. Po pierwsze czarno-białe filmy pobudzają wyobraźnię. Cyganie bezsprzecznie kojarzą się z kolorami, a tutaj wszystkie musimy stworzyć w swojej głowie. Poza tym czarno-białe filmy mają same w sobie jakąś taką dramaturgię i są idealne do historii takich jak ta. Oglądając byłam emocjami kłębiącymi się w bohaterach, żyłam przez moment w ich świecie. Praktycznie cały film jest w języku romskim, co jest w polskiej filmografii nowością. I jest świetne, bo przez dwie godziny można w spokoju posłuchać języka romskiego z tłumaczeniem w napisach. Dla mnie – językowego geeka – było to naprawdę ciekawe doświadczenie.
Historia Papuszy jest tak naprawdę opowieścią o Cyganach. A Cyganie są w Polsce swego rodzaju tabu. Albo się ich boimy i przechodzimy obojętnie i staramy się ignorować ich istnienie, albo na nich plujemy. Praktycznie nie mówi się o kulturze romskiej. O ich pochodzeniu, zwyczajach, tym jak myślą, żyją i dlaczego żyją właśnie tak. Przynajmniej ja w całej mojej dotychczasowej edukacji nie miałam przyjemności niczego się na ten temat dowiedzieć. A przecież są w całej Polsce. „Papusza” pozwala zajrzeć do cygańskiego taboru, a potem do cygańskich powojennych domów z bezpiecznej pozycji kinowego widza. Posłuchać ich, poznać, zrozumieć. I oglądając zaczyna się tęsknić za tą swobodą i wolnością. Dziś nie ma taborów. Zgasło ognisko.* Ile w tym realiów, a ile wizji twórców? Dokładnie nie wiem.
*”Jak pieśni Papuszy” Piotr Rubik, „Habitat”