Film - recenzje

„Sinister” – reż. Scott Derrickson

7503434.3
Napisane przez Cafejka

   Kiedy chcemy obejrzeć jakiś film, mamy wobec niego pewne oczekiwania. Nawet, jeśli wybór jest przypadkowy, podświadomie liczymy na to, że okaże się dobra produkcją, a co najważniejsze – trafnym wyborem. Jednym z moich ulubionych gatunków jest horror i nie dość dawno naszła mnie chęć na taki właśnie film. Padło na „Sinister”, tytuł wyreżyserowany przez gościa, który zajmował się produkcją „Egzorcyzmy Emily Rose”. Przyznaję, zapowiadało się co najmniej strasznie. Ale na tym się jednak skończyło. Film, jak się okazało, jest banalną sklejką, opartą na historiach, które już były. Schematyczny, przewidywalny, a co najgorsze – nudny. Aż chce się powiedzieć: ale to już było. I żeby nie wracało więcej…

   Film rozpoczyna się zwyczajnie. Rodzina wprowadza się do nowego domu, gdzie głowa rodziny, w tym przypadku pisarz, musi wykonać swoją robotę. A nowe miejsce, wiadomo, będzie temu sprzyjać. Okazuje się, że ten dom nie jest jakimś tam zwyczajnym domem. W tym właśnie miejscu zginęła cała rodzina, które poprzednio je zamieszkiwała. Idąc za ciosem jakże oryginalnego pomysłu, pojawia się wątek z pustym strychem i pudełeczkiem pełnych dziwnych nagrań. Dlaczego dziwnych? Pojawiły się znikąd, w dodatku są tajemnicze i okropne. Jednak bohater ogląda je i pragnie poznać prawdę na ich temat… Im dalej w las, tym robi się coraz niebezpieczniej, a w konsekwencji rodzina bohatera staje w obliczu ogromnego zagrożenia. Jak dla mnie brzmi to co najmniej banalnie. Scenarzysta trzyma się zaparcie utartego schematu, który wytworzył się na przestrzeni ostatnich lat. Horror może i wyszedł z tej historii, ale zanim widz dojdzie do tego wniosku, zanudzą go „martwe” wątki, które praktycznie nic nie wnoszą do produkcji.

    W trzech czwartych tego filmu praktycznie nic się nie dzieje. Epizodycznie zdarzają się momenty, kiedy można poczuć adrenalinę, ale przyrównać to można do zapalenia zapałki w wietrzny dzień – ogień może i się pojawi, ale za sekundę zniknie. Te fragmenty prowadzą do spektakularnego finału, którego jakże łatwo jest przewidzieć. Można więc samemu dojść do wniosku, jak skończy się cała historia. I to niestety odbiera widzowi element zaskoczenia, który powinien odczuć na koniec całej produkcji. Nie postarali się scenarzyści, oj nie postarali…

   Do dobrego horroru tej produkcji brakuje wiele. Może przez niektórych będzie lub jest uważana za straszny film, ale z mojej perspektywy jest zbyt banalny, aby mógł przestraszyć. Cała historia jest oparta na watkach, zaczerpniętych z innych filmów lub nawet książek (tajemnicze pudło na strychu, zamordowana rodzina, pisarz odkrywający prawdę). Czytam wiele i oglądam bardzo dużo i muszę stwierdzić, że nie kupuję tej historii. Zbyt prosta, mało straszna, a co najgorsze, jak już wspomniałam – okropnie nudna. Nie pomaga nawet główna rola Ethan’a Hawke, czy też reżyseria Scott’a Derrickson’a. A szkoda, bo po nim spodziewałam się czegoś lepszego.

Źródło: http://bestfilm.pl/

O autorze

Cafejka