Recenzje książek

„Pięćdziesiąt twarzy Greya” – E.L. James

grey
Napisane przez Cafejka

„Hipnotyczna, uzależniająca, iskrząca seksem i erotyką powieść, której nie sposób odłożyć.” – Oto pierwsze zdanie z opisu wydawcy, które pozwoliłam sobie przytoczyć. No cóż, przepełnioną seksem i erotyką ta powieść ,bezsprzecznie jest, ale czy nie sposób jej odłożyć? Tego już nie byłabym taka pewna… Zdecydowanie czytelników podzielimy na dwie grupy – tych, którzy zaczytają się w niej bez pamięci, oraz tych, którzy zniesmaczeni rzucą ją w kąt, po przebrnięciu kilkudziesięciu stron… 

 Anastasia Steel to młoda niewinna i całkowicie przeciętna dziewczyna, która trafia pewnego dnia do gabinetu Christiana Greya, pewnego siebie, rekina biznesu, który zawsze zdobywa wszystko to, czego chce. Panna Steel trafia do niego całkowicie przez przypadek, zastępując chorą przyjaciółkę, która miała przeprowadzić z biznesmenem wywiad. Od razu czuć w powietrzu chemię między nimi. Po kilku dniach od pierwszego spotkania Christian znajduje Anastasię i proponuje jej spotkanie… jest to początek gorącego romansu. Innego niż wszystkie, gdyż ten młody mężczyzna ma jej do zaoferowania iście wyjątkowy układ… Układ przepełniony erotyzmem i wyrafinowanym seksem.

Zanim zdecydowałam się sięgnąć po tę lekturę, słyszałam i widziałam wiele sprzecznych opinii. Jedne opinie były wyjątkowo negatywne, mówiące o tym, że historia jest naiwna, infantylna a i zdolności pisarskie autorki pozostawiają wiele do życzenia. Druga część wręcz przeciwnie! Szczere wyrazy zachwytu nad oryginalnością fabuły, ukłony w stronę autorki za odwagę i przełamanie tabu. Poza tym widziałam rzeczy nieprawdopodobne! Koleżanka, która przeczytała w życiu zaledwie „Janko Muzykanta” nagle zaczęła spędzać wieczory z nosem w książce! Niesamowite! Pomyślałam, że coś na pewno musi się kryć w tej historii skoro dzieją się za jej pośrednictwem takie cuda! 🙂 Pomyślałam, że muszę przekonać się sama…

I jak mi poszło? „O święty Barnabo”… no nie wytrwałam… Przyznaję, że zaczynało się całkiem interesująco i przez chwilę nawet poczułam się zaintrygowana. Jednak nie na długo. Szybko zaczęła mnie irytować główna bohaterka, która do złudzenia przypominała mi słynną fajtłapę, Bellę Swan ze”Zmierzchu”. I już do końca mojej przygody z tą książką nie mogłam pozbyć się tego porównania. Pan Christian też bardzo przypominał usposobieniem tego wampirzego przystojniaka. Pewny siebie, dominujący, dostający zawsze to czego chce… Jednym słowem od początku ta historia do złudzenia przypominała mi „Zmierzch”, tylko w wersji dla dorosłych, przepełnionej seksem i wyuzdaniem.

Jak to się stało, że odłożyłam tę książkę na półkę i już po nią nie sięgnęłam? Tak po prostu… Pewnego dnia siadając do książki sięgnęłam po inną, mimo iż Grey nie był skończony! Nie poczułam nawet odrobiny żalu, że nie wiem jaki jest ciąg dalszy historii. Zwykle nie lubię zostawiać niedokończonych powieści, jednak tym razem intuicja podpowiadała mi, że nie tracę nic szczególnego. A czas, który musiałabym przeznaczyć na doczytanie tej książki do końca, mogę poświęcić na coś innego, ciekawszego, sprawiającego więcej radości i pożytku… Tak też zrobiłam 🙂

Posumowując, niewiele mogę powiedzieć na temat tej historii. Nie mogę jej ani odradzić, ani też polecić. Powiem jednak, że mnie ona nie oczarowała, nie wciągnęła, ani nie zainteresowała na tyle, żeby ją skończyć. Wręcz przeciwnie, już po 200 stronach zaczęła mnie mocno irytować! Zarówno fabuła, jak i bohaterowie… którzy wyraźnie zostali wykreowani według schematu powieści pani Meyer. Jedno jest pewne – ja po kolejne części nie sięgnę 🙂 Jednak mimo wszystko cieszę się, że spróbowałam i na własnej skórze przekonałam się co się kryje pod tą okładką. Teraz już wiem, skąd tyle rozgłosu, emocji, szumu i sprzecznych opinii wokół niej 🙂 Bo powieść pani E.L. James rzeczywiście można pokochać lub …nie doczytać 🙂

*zdjęcie okładki pochodzi z google.

* źródło http://czytam-bo-lubie-ksiazki.blogspot.com/

 

O autorze

Cafejka