Recenzje książek

“Liroy. AutobiogRAPia Vol. 1″

okladka-1280
Napisane przez Cafejka

Rap to gatunek stosunkowo młody, głównie kojarzony z młodzieżą pałętającą się po ulicach i siejącą zgorszenie wśród zlęknionych staruszek. Zrodził się w USA, opisywał getto czarnoskórych mieszkańców tego zacnego państwa. Nękanych przez rząd, wyrzuconych na margines społeczny, opuszczonych, pozostawionych bez żadnych perspektyw na lepszą przyszłość zarezerwowaną dla „tych lepszych rasowo”, jak przez wiele stuleci myśleli o sobie przedstawiciele białej, „czystej” rasy. Jak wiemy, takie gadanie było przesadzoną, grubo ciosaną nieprawdą. Rap pokazywał światu na co są skazani jego twórcy. Bunt przeciwko takiemu stanowi rzeczy słyszymy przede wszystkim w twórczości najbardziej znanego rapera 2paca. Jak to się stało, że ten gatunek przeniósł się z USA do Europy, idąc dalej również do Polski?

Wystarczy spojrzeć na sytuację w naszym kraju: stały brak kasy, wyzysk… odpowiedź nasuwa się sama. Biografia Liroya jest na to dobrym przykładem.

Jednakże kto ukrywa się pod tym pseudonimem?

Piotr Marzec. Pochodzący z Kielc polski raper, producent muzyczny, swojego czasu DJ, człowiek, któremu życie nie raz pokazało się od gorszej strony. Na szerszą skalę Polska po raz pierwszy usłyszała o nim, gdy została wydana płyta Alboom, poprzedzona singlem „Scyzoryk” – nie znam żadnej osoby w okolicach trzydziestki, która by go nie kojarzyła. Teraz staje przed nami, w pełni obnażony, pokazując, że nawet chłopak z rodziny najeżonej problemami, potrafi się wybić na tym łez padole.

Początkowo biografię rapera miał spisać Grzegorz Halama (kto nie widział jego kurczaków, niech ucieka nadrabiać zaległości). Liroy nagrał swoje wspomnienia, już wszystko układało się ładnie, pięknie, jednakże, jak to w bajkach bywa, termin gonił, ogarnięcie obfitego materiału nie zmieściłoby się w wyznaczonym czasie i cały plan wydania książki umarłby, albo przynajmniej zapadł w śpiączkę na długi czas. Raper podjął decyzję, iż sam podoła wyzwaniu i opisze swoje życie sprzed wielkiej popularności.

Efektem jego ciężkiej pracy jest prezentowana dziś „Autobiograpia”. Książka opisuje losy Liroya od małego brzdagala, do faceta odnoszącego pierwszy sukces.

Razem z autorem poruszamy się po tętniących życiem kieleckich ulicach (przyznam szczerze, że ich obraz ukazany okiem Liroya pokazał mi drugą, cieplejszą stronę miasta, które zawsze wydawało mi się szare, ponure i niekoniecznie przyjazne), kombinujemy, jak obronić mamę i samego siebie przed starym, który znowu golnął o parę kielonów za dużo, wymyślamy co raz to nowe sposoby na zabicie nudy, chodzimy na treningi, kombinujemy jak zdobyć szlugę, kolejną płytę artysty, który uderza w czułą strunę, bierzemy udział w ustawkach, mniejszych bójkach… słowem, czujemy na własnej skórze życie rapera.

Przy tego typu projektach, nie jest wcale łatwo sprawić, aby czytelnik wczuł się w opisywane zdarzenia. Często miałam do czynienia z książkami, które trzeba było znieść niczym kura strusie jajo, tutaj tego nie znajdziecie. Liroy prosto i na temat, bez zbędnych ozdobników, niepotrzebnych opisów, rozważań nad dzisiejszym stanem gospodarki i wczorajszymi opadami śniegu daje nam kawałek siebie. To samo czyni w swoich nutkach, choć bez takiej dawki łaciny podwórkowej… swoją drogą, słuchaliście kiedyś rapowego kawałka bez wulgaryzmów? Nawet jednego, małego? Lipa straszna. Nie polecam.

Autor nie skupia się tylko na sobie, daje nam też parę wyraźnie zarysowanych sylwetek bliskich sobie osób oraz tych, które na krótki, ale ważny moment odegrały znaczącą rolę w jego życiu – choć tutaj przydałoby się parę szerszych uzupełnień. Nie narzekam, czas był ograniczony, jednakże w vol.2 z chęcią bym coś takiego ujrzała. Mamy również parę niezbyt rozbudowanych dialogów, masę zabawnych opisów oraz sytuacji, które wstrząsają Kowalskim żyjącym skromnie, ale dostatnio.

Biografia Liroya to także mała nadzieja dla młodych-zdolnych, z podkopaną wiarą w siebie. Raperowi nikt nie mówił: „uda się”, „będzie cacy”. Nie miał wsparcia z domu, otoczenie patrzyło na jego działania z przymrużeniem oka – przecież praca na budowie pewniejsza, a z ćwierkania żyją dzieciaki bogatych, którym się już tu i ówdzie poprzewracało – nic bardziej mylnego. Z tej pozycji można wynieść jedno bardzo ważne przesłanie: nie ryzykujesz, tylko egzystujesz, gdy dasz marzeniom szansę, mogą się spełnić, a ty będziesz w pełni spełniony.

W książce czuć, że Piotr Marzec to osoba pewna siebie, która na wszystko ma odpowiedź i nie daje sobie wejść na głowę – ja mogę tylko pozazdrościć siły przebicia, jaką ma w sobie.

Nawet jeżeli nie jesteś fanem rapu czy samego Liroya, przeczytaj. Nieważne czy jesteś z Kielc, Gdyni, Warszawy, Wypizdówka Górnego czy Dolnego, twoim idolem jest artysta stojący w opozycji do autora – „Autobiograpię” warto przeczytać, bo to po prostu dobra pozycja dla każdego czytelnika.

 

O autorze

Cafejka