Seria „Dary anioła” to kolejna seria, która zawładnęła młodymi czytelnikami. Obok znanej Sagi „Zmierzch”, Trylogii „Igrzysk Śmierci” czy też „Akademia wampirów”, powiedzmy, została wyróżniona przez swoich fanów, zyskując na ogromnej popularności. Przeglądając wiele opinii na jej temat, można odnieść wrażenie, że seria ta jest wręcz wyjątkowa.
Często zastanawia mnie taka masowa fascynacja, która po bliższym zapoznaniu książek, wydaje się wręcz… dziwna.Zwłaszcza wtedy, gdy tytuły okazują się nijakie, wręcz w żadnym stopniu nie obrazują tego, o czym mówią opinie innych. Tak stało się przy okazji lektury „Szeptem” Becci Fitzpatrick, która okazała się zdziecinniałą i niedojrzałą lekturą, ale blisko było również przy spotkaniu „Miasta kości” Cassandry Clare. Choć z jednej strony mocno wciąga, to z drugiej mało zachwyca. Czy na pewno wszyscy myśleli o tej samej lekturze, pisząc o niej własną opinię?
Clary Fray to nastolatka jakich wiele. Jednak pewnego dnia okazuje się, że widzi coś, czego inni nie mogą zobaczyć. Na jednej z imprez dostrzega, jak zostaje zabity człowiek. I tylko ona jest tego świadkiem. Później okazuje się, że to nie był człowiek, a demon, którego zabił Nocny Łowca. Z czasem Clary odkrywa, że jej zdolność „widzenia” łączy ją z Mrocznym światem, o którym nic nie wiedziała, a jednak była z nim związana odkąd się urodziła. Kiedy zostaje porwana jej matka, wszystko się zmienia. Musi zaufać jednemu z nich, Jace’owi, jednak nie jest to takie proste, jak się może wydawać…
„Miasto kości” jest pierwszą częścią serii „Dary anioła”. Dzięki popularności, jaką zyskała, niedawno mogliśmy obejrzeć jej ekranizację, która niestety niezbyt dobrze wyszła. Ale to po części zasługa samej książki, która, wybaczcie że to powiem, jest nijaka. Z jednej strony, owszem, potrafi wciągnąć, zaciekawić, rozbawić. Jednak to jedyne jej pozytywne cechy. Czytając historię Clary widzimy mocno schematyczną ścieżkę: zwykła nastolatka, odkrywa w sobie zdolności i dzięki temu wszystko w jej życiu się zmienia. Jest wyjątkowa. Ale czy na pewno? Jeśli przyjrzymy się wielu seriom/pojedynczym historiom, zauważymy, że ta ścieżka została już niejednokrotnie przebyta. Autorzy coraz częściej serwują nam tak schematyczne powieści, że naprawdę zastanawiający jest fakt, dlaczego stają się one tak popularne i lubiane. Czy podjęcie ryzyka stworzenia czegoś „innego” jest naprawdę tak wielkie?
Wielokrotnie można się natknąć na wiernych fanów Clary i Jace’a. To prawda, są oni na swój sposób wyjątkowi. Nie zawsze jednak przejawia się to pozytywnie. Weźmy na przykład Jace’a. Został on stworzony po to, aby zyskał fanki. I tak się stało. Zastanawiające jest jednak to, czy bardziej przekonywujący był jego przypadkowy, mało śmieszny humor czy też „urok”, jaki rozsiewał wokół. Jest oryginalną postacią, jednak jego oryginalność ogranicza się do bycia irytującym w ogromnym stopniu. I jest strasznie mało wiarygodny. Już ostatnie momenty, kiedy Valentine zdołał go przekonać do tego, kim naprawdę jest… Serio? To ma być nasz „bohater”?
Ciężko określić ten tytuł jako wybitny i zasługujący na ogromną sławę. Choć zyskał miano bestsellera, to jego treść w małym stopniu oddaje jego wysoką wartość. Już nawet ekranizacja, która miała dodatkowo napędzić zysk i popularność, nie wyszła tak, jak należy. Widząc tak marną adaptacje od razu powinniśmy się zastanowić, czy czegoś w tym nie ma. Prawda, że książka zawsze będzie lepsza, jednak gdy widzimy „Miasto kości” to stwierdzenie należałoby podwójnie przemyśleć…
Ile czytelników, tyle opinii. Z tym należy się zgodzić. Chociaż „Miasto kości” i cała seria „Dary anioła” zjednała sobie wielu czytelników, muszę z bólem stwierdzić, że mnie nie zdołała przekonać. Być może jestem już za stara bądź zbyt późno sięgnęłam po ten tytuł, jednak nie zmienia to faktu, że porządnie się rozczarowałam. Schematyczność, niekiedy banalność oraz wątłe postacie – tak można nakreślić w skrócie jej wady. Jest obszerna, potrafi wciągnąć i zaintrygować niektórymi wątkami, ale to tyle, jeśli chodzi o pozytywy. Choć próbowałam ją polubić, to jednak zbyt mało otrzymałam w zamian, aby to zrobić. „Dary anioła” to kolejna seria, której wartość jest w stu procentach przeceniana. Niestety, taka jest prawda…