Film - recenzje

„Ludzka stonoga 2”

7482290 2
Napisane przez Cafejka

OSOBY NIEPEŁNOLETNIE BARDZO PROSZĘ O OPUSZCZENIE TEGO TEKSTU

Ochroniarz podziemnego parkingu, Martin, ma obsesję na punkcie filmu Toma Sixa, zatytułowanego „Ludzka stonoga”. Jego problemy psychiczne w połączeniu z fikcyjnym obrazem, którym na okrągło się raczy, nakazują mu iść śladami filmowego antagonisty dr Heitera i stworzyć swoją własną, jeszcze dłuższą ludzką stonogę.

Sequel kontrowersyjnego obrazu z 2009 roku, również wyreżyserowany przez Toma Sixa. Już na wstępie pragnę przestrzec widzów, którzy wyznają zasadę, iż horror powinien straszyć, całkowicie ignorując te jego nurty, w których najważniejszy jest czynnik szoku i obrzydzenia, że ten film zdecydowanie nie powstał z myślą o nich. Kilka dekad temu horrory gore skierowane były do wąskiej grupy odbiorców, stanowiąc owiany złą sławą, niszowy podgatunek, a co w tym wszystkim najciekawsze publiczność o słabszych nerwach, pozbawiona dostępu do Internetu doskonale wiedziała, które produkcje omijać z daleka. Obecnie, w dobie tak szerokiego dostępu do mediów widzowie z góry nastawieni negatywnie do obrazów gore oglądają je tylko po to, aby potem skrytykować, z czystej ciekawości bądź chęci skatowania siebie czymś, czego nie aprobują, bo jakoś nie jestem w stanie uwierzyć, że jakiś współczesny odbiorca nie wie, po jaki film sięga. Po co ten cały wykład? Otóż, ważne jest, aby potencjalni widzowie „Ludzkiej stonogi 2” zrozumieli, że mimo jej szerokiej dostępności nakręcono ją tylko i wyłącznie z myślą o wielbicielach horrorów gore, a nawet torture porn, bo takowych realistycznych scen tortur również tutaj uświadczymy. Co więcej, nawet jeśli kogoś nie ruszył seans pierwowzoru to istnieje spore prawdopodobieństwo, że sequel pozostawi w ich psychice niezatarte piętno – jeśli rzecz jasna, nie mają zbyt wielkiego doświadczenia z tego rodzaju, pełnymi przemocy i wszelakich wynaturzeń obrazami.

{loadposition reklama}

W filmach gore poszukuję przede wszystkim szokujących, zniesmaczających scen, aczkolwiek wymagam również wciągającej, na pewno nie ambitnej, ale przynajmniej spójnej i logicznej fabuły podanej w odstręczającym klimacie brudu i wszechobecnej degeneracji. Atmosferze znacznie pomógł czarno-biały obraz, który w przypadku tego reżysera był wręcz konieczny. Gdyby to był Tobe Hooper to zapewne zdecydowałby się na kolor, gdyż swoją „Teksańską masakrą piłą mechaniczną” udowodnił, że bez specjalnego wysiłku potrafi stworzyć niepowtarzalny, przesycony odstręczającym brudem klimat. Tymczasem Tom Six pierwowzorem tego obrazu pokazał, że ma z tym spore kłopoty – a tak, czarno-biała kolorystyka pozwoliła mu osiągnąć może nie pełną wszechobecnej degeneracji atmosferę, ale przynajmniej całkiem mroczny obraz psychopaty, marzącego o odhumanizowaniu grupki niewinnych ludzi. Szkoda tylko, że klimatu nie potęguje nic więcej – choćby zapadająca w pamięć ścieżka dźwiękowa, czy umiejętna praca kamery. Drugim plusem, wynikającym z czarno-białej kolorystyki obrazu jest nagromadzenie przemocy w drugiej połowie filmu, które w rękach niewprawnego reżysera (a myślę, że Sixowi jeszcze daleko do perfekcji) szybko mogłoby obrócić się w czystą groteskę.

Pierwsza połowa filmu mocno mnie znużyła. Poznajemy, Martina, niskiego grubaska z wyłupiastymi oczami, który pracuje w ochronie podziemnego parkingu, racząc się tam ciągłymi seansami „Ludzkiej stonogi”, która jak widzimy w trakcie sceny onanizowania się papierem ściernym (!) mocno go podnieca. Później dowiadujemy się, że Martin jest astmatykiem, molestowanym w dzieciństwie przez ojca, co odcisnęło poważne piętno na jego psychice, każąc mu wierzyć w fikcję filmową. Tutaj oczywiście Six próbuje moralizować, podając widzom swoją własną wizję oddziaływania jego filmu z 2009 roku na skrzywioną umysłowo jednostkę. Trudne życie rodzinne i nudnawe seansy w pracy urozmaica polowanie na ofiary na podziemnym parkingu, ogłuszane łomem (dziwne, że nikt nie umarł od tak mocnych ciosów w głowę) i przetransportowywane do wynajętego hangaru. Tam Martin krępuje je taśmą izolacyjną, z której jego „zdobycze”, ani myślą się uwolnić, co nie nastręczyłoby im większych kłopotów (największa dziura w scenariuszu). Następnie psychopata rusza na poszukiwanie kolejnych ofiar do swojego chorego planu stworzenia ludzkiej stonogi – grupy osób z ustami przytwierdzonymi do odbytu towarzysza ze wspólnym układem trawiennym. Po przebrnięciu przez monotonną, pełną daleko posuniętych nielogiczności fabularnych pierwszą połowę produkcji, urozmaicaną jedynie doskonałą, bezdialogową kreacją, odstręczającego wizualnie Laurence’a R. Harvey’a, któremu jedynie za pomocą gestów i mimiki udało się stworzyć iście przerażającą postać, przyjdzie kolej na „prawdziwą zabawę” – tak daleko posuniętą makabrę, że nawet dla mnie chwilami trudną do wytrzymania.

Martin przystąpi do wybijania zębów swoim ofiarom, nacinania kolan, skalpowania skóry pośladków i przytwierdzania ich warg do odbytu kolegi/koleżanki za pomocą zszywacza. Choć poziom przemocy stoi na naprawdę wysokim, mocno zniesmaczającym poziomie to przy scenie zaaplikowania „stonodze” środka przeczyszczającego i jej wypróżniania wydaje się być zwykłą bajeczką dla dzieci. Jak się okazało i tak najgorsza była czysta fizjologia – jeszcze bardziej szokująca nić w pamiętnym „Salo, czyli 120 dni Sodomy”. Oprócz tego zobaczymy jeszcze wprowadzanie lejka do żołądka kobiety, wyrywanie języka i poród w samochodzie – moim zdaniem scena zupełnie niepotrzebna, podobnie, jak w „Snuff 102” i „Srpskim filmie” „pójście po najniższej linii oporu”, zniesmaczenie odbiorcy małym nakładem pracy i zerowym pomysłem. UWAGA SPOILER Bardzo ciekawa była natomiast kara wymierzona Martinowi (wrzucenie stonogi do jego odbytu) – zabawna, aczkolwiek adekwatna do jego chorego hobby KONIEC SPOILERA.

Myślę, że mamy tutaj rzadki przypadek sequela, który całkowicie przebił nudny oryginał. Nie jest to film pozbawiony wad – początek mocno się wlecze, liczne nielogiczności odzierają scenariusz z jakiegokolwiek stopnia prawdopodobieństwa, co przy okazji negatywnie wpływa na klimat, a fabuła tak naprawdę nie oferuje nam niczego oryginalnego (poza scenami tortur i odczłowieczania niewinnych ofiar), aczkolwiek wielbiciele nurtu gore, szukający w kinematografii przede wszystkim szoku i zniesmaczenia mogą śmiało ryzykować seans – mnie „Ludzka stonoga 2” mocno utkwiła w pamięci i dopóki nie pozbędę się z głowy obrazu wypróżniania o konsumpcji mogę zapomnieć…

Źródło zdjęcia: http://www.filmweb.pl/

Źródło tekstu: http://horror-buffy1977.blogspot.com/

O autorze

Cafejka