Piłka nożna

Honorowe nadużycie

big kibice polska porazka
Napisane przez Cafejka

Kończenie grupowych rozgrywek tak zwanym meczem „o honor” staje się polską tradycją. Słowo „honor” w kontekście pożegnalnych meczów kadry irytuje mnie jako kibica, a styl w jakim Polacy odpadają z turniejów już kompletnie nie pozwala na tak szczytne określenie takich widowisk.

Honorowy przegrany prezentuje się w sportowej batalii bez kompleksów, walcząc z przyszłym, aczkolwiek niepewnym zwycięzcą, jak równy z równym. Jak to tych słów mają się eliminacyjne występy „biało- czerwonych”? Właśnie nijak. Rozkładając mecze Polaków na czynniki pierwsze stworzy się nam obraz eliminacji zmarnowanych okazji, niefartów, prostych błędów za które przeciwnicy karcili bezlitośnie.

Cała piłkarska Polska liczyła od kolejnych niewygranych meczów punkty, które straciliśmy w bardziej lub mniej pechowy sposób, a które miałyby istotne przełożenie na tabelę i mundialowe szanse. Od meczu u siebie z Anglią- straciliśmy ich 7. Słownie: siedem.

Po remisie z „Wyspiarzami” pluliśmy sobie w brodę, twierdząc  że tak słabych Anglików nie podejmowaliśmy nigdy wcześniej, a mimo to nie odprawiliśmy ich z kwitkiem. Bardziej powściągliwi gratulowali Waldemarowi Fornalikowi pierwszego punktu z wielkim przeciwnikiem, co inny żałowali faktu, że nie dobiliśmy przeciętnych synów Albionu. Jednakże mało kto mógł przypuszczać, że poza rankingiem FIFA zaczniemy także w swojej grupie sunąć w dół.

Po Anglikach do Warszawy przyjechała kadra Ukrainy. Lanie jakie nam sprawiła (1:3), po dość słabym meczu w wykonaniu Polaków, komplikowało sytuację, ale szans na mundial nie przekreślało. Wówczas najważniejszą sprawą było niestracenie punktów z Mołdawią i Czarnogórą. Tak aby na ostatnie mecze do Kijowa i na Wembley polecieć w komfortowej sytuacji, licząc się cały czas w grze.

Z sześciu punktów podopieczni Fornalika uzyskali tylko dwa. W Kiszyniowie oddali rywalowi inicjatywę dzięki czemu ten doprowadził do remisu i omal nas nie pogrążył. Z wyżej notowaną Czarnogórą dominacja na boisku nie podlegała wątpliwości. Choć Czarnogórcy pierwsi strzelili bramkę, Polacy szybko odrobili straty. Gonili za zwycięstwem, niemal weszli z piłką do bramki rywala w 94. minucie, lecz tutaj zabrzmiał gwizdek arbitra. Czy to był spalony na wagę awansu tego nigdy się nie dowiemy.

Nad meczami z San Marino nie rozwodziłbym się wiele, nawet strzelona nam bramka przez amatorów z małej enklawy nie irytuje tak bardzo jak stracone punkty w dwóch wcześniejszych meczach. Z meczu w Kijowie również wychodzi pozytywny obraz- polskie zgranie pozwalało rozgrywać naprawdę dobre spotkanie z Ukraińcami. Ceny pojedynczych, feralnych błędów są jednak ogromne.

Honoru na Wembley nasi nie obronili. Nie wyrzucili Wyspiarzy z mundialu, za to oni wyrzucili z naszej kadry trenera Fornalika. Przegraliśmy 2:0, lecz obserwując kilkunastominutowe nawałnice przeciwnika, to w pierwszej, to w drugiej połowie, przyznam, że wynik mógł być co najmniej dwukrotnie wyższy. Tak jak w pozostałych meczach Polacy prezentowali się solidnie przez chwilowy okres meczu, po czym kompletnie oddawali inicjatywę rywalom. A oni w tych eliminacjach wykorzystywali ten fakt bezlitośnie.

Na wynik wpływa poniekąd kondycja psychiczna drużyny, nastawienie i oczywiście zgranie. Zespół mistrzowski poznaje się nie tyle w starciach z gigantami, gdzie potrafi wykrzesać z siebie ostatnie rezerwy, by sprawić sensację.  Jego charakter uwidacznia się w konfrontacjach z rywalami słabszymi bądź równymi sobie. Czyli tam gdzie wynik nie raz trzeba gonić i przechylić na swoją korzyść,  gdzie pojedyncze babole obrony nie mogą się zdarzać, gdzie trzeba się niejednokrotnie poszarpać z agresywnym gospodarzem pod którego gwizda sędzia…

Polacy w tych eliminacjach nie dokonali żadnego z wymienionych wyżej osiągnięć. Wygrali trzy razy, w tym raz z mołdawskimi profesjonalistami. Przeczę że honoru nie obronili w meczu z Anglią na Wembley, ponieważ stracili go wcześniej z potencjalnie słabszymi. 

 

O autorze

Cafejka